Droga na ugorze

Droga na ugorze

Rano to nic do mnie nie mów. Najlepiej zostaw mnie samego w spokoju. Pozwól mi przejrzeć telefon, pozwól mi się obudzić. Ale tak powoli… Przecież muszę jakoś wyjść z tego mojego sennego kokonu. Opuścić (niestety,) krainę, w której jestem całkowicie wolny.

Późne lato, wczesna jesień – moja pora. Spodnie bojówki i koszule flanelowe, rześkie poranki i przyjemne południowe słońce. Jaskrawe kolory natury i powiew nostalgii. A może to jedynie radość wywołana nadejściem czegoś nowego ? Choć, przecież ta zmiana, nie jest wcale nikomu potrzebna. Podczas tych kilku ostatnich letnich miesięcy człowiek otrzymuje tak wiele! Moc przeróżnych bodźców, wrażeń płynących z nieba. Ze słońca! Wibracje docierają do nas z większą i silniejszą mocą. I te dni, które są tak długie, że człowiek przestawia swój tryb na kompletnie inne tory przenoszą nas do innego wymiaru. W tym nowym, mamy jakby więcej energii. Jakby oprócz pożywienia, ładowało nas coś jeszcze.

A wszystko zaczyna się jak zwykle od końcówki lutego – gdy pierwsze zagraniczne ptactwo powraca z zimowiska . Swoim przybyciem, oznajmiają wszem i wobec nadchodzące zmiany. W Castoramach pojawiają się worki z ziemią, a przy kasach standy z opakowaniami nasion. Sklepy budowlane wypełniają się wiosennymi majsterkowiczami. Wszystko zaczyna tętnić życiem, czas płynie szybciej, a w uśpionych głowach opatulonych ludzi, pojawiają się nowe inspiracje – plany, na jak najlepsze przeżycie kolejnych kilku wiosennych i letnich miesięcy. A gdy zaczyna się lato, nikt już niczego planuje. Dzieje się – po prostu. Wszystko emanuje już siłą, w powietrzu czuć ekspansje i potęgę. Wywodzi się to głównie z nowej, bardziej przychylnej człowiekowi aury. Nie ma się co dziwić – tak to wszystko od iluś tam lat już tutaj funkcjonuje.

A co u mnie? Trzymając w dłoniach wielki kubek wyszedłem na swój miejski balkon. Lubię duże kubki. W moim ulubionym, parzę liściastą senchę i dodaje do niej soku z cytryny i miodu. Taki ze mnie herbaciany i kawowy hedonista. Wyszedłem, usiadłem sobie ustawiony tyłem do słońca i, kontemplując, z nadzieją na to że usnę choćby na te kilka minut, przymknąłem oczy. Przez chwilę zacząłem medytować lub raczej się modlić. Wróciłem myślami do 2017. Wtedy to, po raz pierwszy pojawiłem się w moim miejskim mieszkaniu. Od tamtego czasu przez moje życie przetoczył się jakby przez tajfun potężnych zmian. Narobił mi bałaganu, porozrzucał wszystkie moje życiowe artefakty – a część z nich kompletnie zniszczył. I trudno to nawet teraz jakoś sensownie komuś wytłumaczyć, czy nawet ogarnąć myślami. Posegregować? Poddać analizie? Środowisko życia i ludzie zmieniali się zbyt często.

Ale mam też dobrą wiadomość – żyję! I to taka w sumie puenta. Dobrego dnia!

Ostatnie wpisy

Skomentuj post

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola zostały oznaczone *