Mój idol

Mój idol

Tak, narodziłem się absolutnym zerem, leżąc i patrząc w niebo. Jednak gdy tylko zobaczyłem słońce i gwiazdy, a potem usłyszałem ludzi którzy mówili mi jak mam żyć, wstałem i zacząłem budować – swoje własne niezależne imperium.

Dave Grohl. Pierwszy raz poznałem go, gdy chodząc na dyskoteki i wsłuchując się rytmy techno, jednego pięknego dnia, zostałem poproszony o ściągnięcie z Internetu płyty ,,In Your Honor”. To były te czasy, w których w Internecie można było znaleźć wszystko, i nikt w zasadzie, niczym się nie przejmował. Płyta była dla mojej heavy-metalowej koleżanki. Słuchała właściwie każdej muzyki w której dominowały gitary a perkusja powodowała szybsze bicie serca. I sam nie wiem, było to dobre? U mnie. gust muzyczny był wtedy jak gąbka – brałem co było – bez specjalnego zastanawiania się. Cokolwiek, co większość uznawała za rozrywkę. Płyta ,,In Your Honor” zmieniła jednak wszystko. Po zapisaniu jej na dysku twardym postanowiłem posłuchać tego co ściągnąłem. Okazało się to całkiem niezłe. Jak na rock? Jak na coś czego właściwie nigdy nie znałem? Kiedyś tylko, po nabyciu walkmena, kazałem sobie kupić kasetę Nirvany. Wsłuchiwałem się potem w piosenki Kurta, próbując obudzić w sobie jakąś miłość do zespołu, do grungu, do tego czegoś, co tak wszyscy wtedy uwielbiali. Fakt, była to dobra muzyka, i kilka utworów nawet polubiłem. Jednak nie było to coś, co mogło skraść moje serce. Zrobił to jednak Dave Grohl, a ,,In Your Honor” , był przełomowym momentem mojego muzycznego życia.

W tamtym okresie mojej raczkującej dorosłości, każdy z nas, młodych nastolatków, ponoć miał się wobec czegoś buntować. Mnie, jakoś ten bunt wtedy chyba ominął. Nie za bardzo miałem powody aby się buntować. Wobec czego? Wtedy jeszcze, było zbyt wiele rzeczy których nie rozumiałem. W swoim kokonie nieświadomości czułem się najzwyczajniej w świecie dobrze. Pełen naiwnej wiary w szczęśliwy los, szedłem spokojnie na przód, co jakiś czas napotykając a to nowy zespół, a to nowego kolegę czy koleżankę – cały czas szukając swojego miejsca w szalonym świecie pojawiających się możliwości. W muzyce Dave’a odnalazłem swoje ,,ja”. Bardzo szybko zacząłem zgłębiać historię zespołu który stworzył, analizowałem wszystko, cofałem się do czasów kiedy grał w Nirvanie. W ekspresowym niemal tempie, poznałem wszystkie utwory jego bandu i słuchałem ich bez przerwy. Efektem tego, stało się nawet to, że sam zacząłem grać na gitarze. Chciałem być jak Dave, wysoki (właściwie oboje mamy 1,83m), szczupły, mieć czarne włosy i zarost na twarzy. Chciałem być taki jak on, wyglądać jak pół buntownik-pół aktor, żyć na dachu świata, grać koncerty dla tysięcy fanów i tworzyć – tworzyć, tworzyć, tworzyć i jeszcze raz tworzyć. Do tego mnie właśnie inspirował. Słuchając tekstów piosenek identyfikowałem się z nim, czułem emocje które emanowały z każdego utworu, z każdej zwrotki i słowa. Łaknąłem nowości, poszukiwałem niusów, oglądałem wywiady i absorbowałem wszystko co udostępniał światu. Innymi słowy – miałem na jego punkcie obsesje!

Czas mijał, lata mijały – zaczęły się studia i tempo poznawania świata przybrało na sile. Mój idol Dave cały czas mi jednak towarzyszył. Każdy kto mnie znał, doskonale o tym wiedział. Powoli też, zacząłem marzyć o spotkaniu z nim, o możliwości porozmawiania z człowiekiem, który stał się dla mnie tak ważną postacią i tak wiele zmienił – nie tylko jeśli chodzi o gust muzyczny. Wtedy też, doskonale wiedziałem, że wybór mojego idola nie był dziełem przypadku. Dave Grohl, był i jest przykładem osoby, która nigdy się nie poddawała, i zawsze dążyła do realizacji swojego marzenia. A tym marzeniem było tworzenie muzyki i granie koncertów, realizowanie planu który w jego świecie był wtedy absolutnie niepopularny, planu, który stał w opozycji do tego czego chcieli dla niego znajomi, rodzice i całe społeczeństwo. Dave, bez względu na okoliczności, zawsze parł do przodu. W szkole nigdy nie był ani prymusem, ani jednym z tych popularnych dzieciaków, których otaczał zawsze wianuszek kolegów i koleżanek. Był wyrzutkiem, chłopakiem z pogranicza, chudym, niezbyt przystojnym, i z bardzo nieciekawym gustem muzycznym, (jak na czasy dysonującego rocka który uwielbiał,) dzieciakiem. Jednak nawet wtedy, będąc nastolatkiem, wiedział już, że nie chce spędzić reszty swojego życia na etacie, tak jak większość ludzi którzy przewijali mu się w drodze do szkoły- na przystankach, oczekujących na autobus do pracy. Nie chciał powielać schematu, który był już wtedy, był dla niego, tak bardzo oczywisty. Dave w głębi serca wiedział, że jego los będzie inny, (modlił się o to), choć dokładny scenariusz wydarzeń, do ostatniego możliwego momentu, pozostawał dla niego tajemnicą.

Obecnie już, mniej śledzę losy mojego idola i jego zespołu. Inspirację którą mi podarował, postanowiłem wykorzystać. Sam teraz tworzę plany, realizuje akcje i działania – kreuję coś własnego! Choć być może nie jest mi to pisane, dowiedziałem się jak to jest być muzykiem, i jak to jest być aktorem. Dróg tych przed sobą nie zamykam. W tym jednak momencie , mam przed sobą nową – tę najbardziej obecnie mi bliską. I choć zdaje sobie sprawę, że podejście na samą górę, będzie pewnie jeszcze dość kręte i wyboiste, parł będę jednak na przód. Bo nie o to w tym chodzi, żeby wszystko mieć od razu podane na złotej tacy. Cudownie jest przecież budować coś od podstaw, zaczynać od zera, kreować się z totalnej nicości – zupełnie jak w jednej z jego (mojego idola,) piosenek ,, Something from nothing”. Tak, narodziłem się absolutnym zerem, leżąc i patrząc w niebo. Jednak gdy tylko zobaczyłem słońce i gwiazdy, a potem usłyszałem ludzi którzy mówili mi jak mam żyć, wstałem i zacząłem budować – swoje własne niezależne imperium. A jestem w nim teraz władcą absolutnym – Królem, Cesarzem i Świata Tego Kreatorem! Dzięki Dave!

Ostatnie wpisy

1 Komentarz

  • Phone report service Opublikowano 11/02/2023 21:02

    Awesome article, I really liked it. Thanks for sharing such useful information.

Skomentuj post

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola zostały oznaczone *