Mumbaj mnie pocieszył…
W Mumbaju było w tym roku pięćdziesiąt stopni Celsjusza. Gdy wieje tam wiatr, ludzie uciekają do domów, bo nawet wiatr jest tak gorący że potrafi poparzyć skórę. Gdy nie masz klimatyzacji w domu, ciężkie twoje życie. Zamiast lata – sezon deszczowy z powodziami.
Okres wczesnego lata aż do sierpnia zawsze oznaczał dla mnie życiowy chaos. Nie miałem na to nigdy wpływu. Po prostu się zaczynało… Kiedyś próbowałem sobie wytłumaczyć przyczynę. Po latach analiz, doszedłem do wniosku, że to przez upał. Że to przez duchotę, przez ten gorąc okropny… Bo przecież, chciało by się iść do lasu, albo na łąkę, albo do parku. No ale nie można! Bo panuje przecież to cholernie gorąco! I nie do zniesienia!
Tak czy owak, każdego roku staram się przygotować coraz lepiej. No i jeszcze mi się nie udało. Zwykle, już tak pod koniec czerwca, puchnę na twarzy, zbieram w sobie wodę. I, tak napuchnięty, chodzę sobie, żyję próbując przetrwać. Ćwiczenia fizyczne wstrzymuję także na czas jakiś. Do sierpnia. Gdy robi się cieplej, nie potrafię wytrzymać w żadnej siłowni. Pomieszczenia zamknięte, w których z okazji różnych obowiązków wtedy przebywam, powodują we mnie nerwowość, i chęć ich jak najszybszego opuszczenia. I niby mógłbym ćwiczyć na powietrzu ale znów – jest mi za gorąco. Nocą nie lubię – po 22:00 szykuje się do spania. I tyle. Szach i mat. Od czerwca do sierpnia wypadam z wiosennego rytmu.
A poza tym, ostatnie tygodnie i można chyba już uznać miesiące – były trudne. Nie wiem co się stało, że z planów które wypisałem na tablicy w styczniu 2022, udało się zrealizować tak niewiele. Może to dlatego że jestem empatą? I zamiast myśleć bardziej o sobie, myślę bardziej o innych? I choć myślę sporo, nie do końca ma to swoje pełne przełożenie na czyny, na działanie. Myślenie jest najgorsze – obezwładnia do tego stopnia – że czasem jedynie na myśleniu się kończy. A z myślenia przecież nic nie wynika. Z zamartwiania się o kogoś innego przecież nic nie wynika. I na tym polega cały absurd bycia empatą. Czasem więcej się myśli niż robi. A wiadomo, samo słowo ,,empata”, brzmi co najmniej szlachetnie. Nie można kogoś obrazić nazywając go empatą. Oczywiście, czas kryzysów oznacza dla empatów to samo co susza dla rolników. Bo my empaci, słoneczne dzieci lasów, gór i jezior, nie przepadamy za kryzysami w żadnym możliwym wydaniu. Czy tego chcemy czy nie, absorbujemy wszystkie, również te niezbyt pozytywne wibracje. A potem je w sobie ,,trawimy”. A do tego, potrzebne są nam chwile samotności – dni – tygodnie – miesiące czasem. Nie ma recepty. Przynajmniej ja, takiej recepty jeszcze nie odnalazłem.
Skanuje swój komputer. Bo jakieś dziwne rzeczy zaczęły mi teraz wyskakiwać. Może koń trojański? A może to moja hipochondria życiowa? Choć o sposobie poprawnego myślenia naczytałem się wiele, mało z tego zapamiętałem – jak widać. Strach potrafi mnie znokautować… A nie o to przecież całe życie walczyłem, by się w tej materii ponownie się limitować. Limitowanie zostawiam hobbystom, tym którzy je lubią. I oddam im też ten specyficzny rodzaj heavy metalu. Ten taki, w którym wokal przypomina szczekanie dużego wściekłego psa z chrypką, a linia melodyczna gubi się w gąszczu niezliczonej ilości jazgotu. Równie dobrze, można by też posłuchać odgłosów produkcji stalowych rur w hucie metalu.
Ta ostatnia dygresja była być może nie potrzebna. Oczywiście, zgodzę się z tym, że wielu rzeczy nie rozumiem, i pewnie nigdy nie pojmę. W między czasie, ponownie stworzę doskonale piękny bałagan. Potem, doskonale pięknie zaplanuje jego unicestwienie. I gdy już nadejdzie sądny dzień, ponownie zgubię plan który sam stworzyłem. Ostatecznie, zajmę się potem czymś kompletnie innym.
Jedynie wiosną. Wiosną jestem zorganizowany.
PS: Lubię zdjęcia pięknych kobiet…
Skomentuj post