Nigdy nie mów ,, nigdy”.

Nigdy nie mów ,, nigdy”.

– Dzień dobry, czy jest pan w domu?

– Tak jestem.

– Bo tam coś w tym Mbanku żle uzupełniliśmy, i trzeba będzie poprawić.

– Ok, jestem na mieszkaniu.

– To do zobaczenia.

Po przyjeździe kuriera i poprawieniu dokumentu,  postanowiłem zapytać.

– Czyli właściwie, przyjechał pan tu drugi raz, żeby zrobić ze mną jakiś biznes?

– A czemu pan tak uważa?

–  Pewnie podświadomie zrobił pan błąd w dokumencie.

– To ciekawe. Może ma pan rację. Kiedyś prowadziłem Żabkę trzy lata.

– A ja jestem teraz między pracami, czyli tak w sumie bezrobotny – kurier na moje słowa zareagował uśmiechem. Młody, pewnie kilka lat ode mnie młodszy. Zwracaliśmy się do siebie mimo wszystko per pan. Może z pewnego szacunku co do wykonywanego przez niego zawodu.

– No, ja jeszcze nie przyjmuje pracowników, bo sam pracuję dopiero cztery tygodnie. – odpowiedział sympatycznym tonem.

I choć się tego właściwie nie spodziewałem, rozmawialiśmy na korytarzu jeszcze z dobre piętnaście minut. Choć człowieka widziałem dopiero drugi raz w życiu, już z samego wyglądu, wydawał się być osobą bardzo interesującą. Zdecydowanie zwracał uwagę – włosy zaczesane na styl Pierce’a Brosnana, i długa broda, zdecydowanie dłuższa niż moja.

Powiedziałem mu że piszę książki, i zajmuje się różnymi biznesami. On, też mi o sobie opowiedział. Wkrótce, przeszliśmy na tematy prywatne, bardziej życiowe. Wyjawił mi o sobie to, czego raczej nie opowiada się ludziom na ulicy. Los, też  nie szczędził mu wyzwań. Jakiś czas temu, znalazł się w tak dużym życiowym dołku – tak ekstremalnym, że nawet zaczął się za nim uganiać komornik. I gdy, jak mu się wtedy wydawało, życie zaczęło mu się walić pod nogami, ku swojemu zaskoczeniu –  poznał swoją życiową partnerkę. Kobieta pojawiła się na jego drodze i postanowiła mu pomóc – częściowo wyciągając go z długów. W krótkim czasie,  pozwoliło mu to wyjść z największych tarapatów jakie mu wtedy towarzyszyły. Opowiadając o tej odmianie losu, pełen był uśmiechu i nieuzasadnionej niczym siły. Biła z niego taka radość i ciepło. Choć jego problemy finansowe jeszcze się nie skończyły, cały był w skowronkach – wiedział, że uda mu się to wszystko pokonać. I choć jak opowiadał, ze swoją kobietą, prowadzi nieustanne kłótnie, że są na porządku dziennym, to nie ma to dla niego tak naprawdę żadnego znaczenia. Taka chemia widocznie tego związku, taki układ – iskrzący, trący – pełen temperamentu.  

Nie spodziewałem się, że  tego dnia, ujrzę gościa, a jednak do mnie przyszedł. Całkowicie niespodziewanie i spontanicznie, poznałem kolejną ludzką historię. Poczułem się zainspirowany, wsparty duchowo, i chyba ponownie zaczynam wierzyć w społeczeństwo, w ludzi idących pod prąd, i coś, czego nie można sklasyfikować żadną definicją. Wiara, nadzieja, miłość. A miłość, największa z nich.

Ostatnie wpisy

Skomentuj post

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola zostały oznaczone *