Retrospekcja
Gdy w 2019 po raz kolejny rozpoczynałem swoje życie ,, od nowa”, nawet nie spodziewałem się co może nastąpić w roku kolejnym.
Jesienią 2019 byłem pełen nadziei, optymizmu i inspiracji. Początkiem 2020 chodziłem na kurs tańca i siłownie, na mojej twarzy coraz częściej pojawiał się uśmiech. Jak jeszcze nigdy wcześniej, pierwszy raz w życiu czułem że naprawdę coś w sobie zmieniam na lepsze. I gdy jak niemowlę, zacząłem dreptać nowymi ścieżkami – przyszedł rok 2020. Otrzymałem nokautujący cios w brzuch, a moje wcześniejsze plany i inspiracje odeszły w niepamięć. Ponownie zapadłem w życiową śpiączkę cofając się tym razem dwa kroki wstecz. Porównując oba te okresy życia, rok z dziewiętnastką na końcu uważam za etap mojego mentalnego triumfu, początek dwa tysiące dwudziestego – energetyczny galop. Miałem nim dojechać do świata życiowych sukcesów. Wszystko było wtedy takie oczywiste! Chciałem żyć pełniej – usunąłem media społecznościowe i wszystko co mnie w mojej ocenie wtedy limitowało, odgradzało od drogi do prawdziwej wolności. Chciałem posiadać pełną kontrolę, wybór i siłę, uśmiech i moc sprawczą – taką jak nigdy wcześniej. Wiedziałem że jak się uniosę już tak bardzo wysoko, to nikt ani nic nie sprowadzi mnie już więcej na ziemię. Że tym lotem orlim, będę obserwował sprawy które już mnie nie dotyczą, lądował tylko tam gdzie chcę i kiedy chcę. Coś jednak zechciało, abym znów stracił skrzydła, i jeszcze trochę po ziemi popełzał.
W dwa tysiące dwudziestym stało się co się stać miało. Nie, nie wierzyłem, i opierałem się temu wszystkiemu ile mogłem. Wiedziałem że jedyne co nam zagraża to strach. I choć mój opór myślowy wobec kłamstwa trwał, wszyscy inni, jeden po drugim, wykruszali się i poddawali globalnej panice. Nie oceniam – każdy z nas posiada swój próg odporności psychicznej, każdy chce żyć. Ludzie się zwyczajnie bali; że wszystko stracą, że piękne życie w mgnieniu oka im umknie. Strach powodował kapitulację. I żeby być sprawiedliwym przyznaje – też go poczułem. W mieszkaniu przebywałem wówczas w liczbie pojedynczej – mogłem się zatem martwić jedynie o samego siebie. Ale czy to znaczyło że mi nie zależało? Nie, zależało. Tyle że bardziej od życia w ramach ,,trwania”, interesowała mnie wolność – pełnowymiarowa możliwość przeżywania chwil z świadomością ..niebezpieczeństw” jakie im towarzyszyły – absolutne jaranie się rzeczywistością, w szaleństwie i orgazmie wszelkich możliwych odczuć, przyjemności i doznań. Żyć tak jak inni owszem, ale na swoich zasadach, z przytupem, werwą i energią. I choć zmieniałem się w sobie latami, moje rozumienie wolności nigdy nie podlegało żadnej dyskusji. Moim przeznaczeniem były i są przestrzenie, a jakakolwiek forma zniewolenia oznacza dla mnie unicestwienie.
Autorytety? Tak, było ich kilka, kilku bohaterów, śnieżnobiałych rycerzy – idealistów, nieskalanych błędem i czystych w intencjach, pełnych charyzmy siły i wiary w słuszność tego co nazywali misją. Tylko im wierzyłem, i tylko im oddawałem niewidoczny hołd, czasem naśladowałem, szanowałem prezentowane pomysły i strategie.
I przyszedł 2022, kolejne globalne sytuacje nie wywarły już na mnie większego wrażenia. Stało się jednak coś innego – dobrego. Ponownie poczułem się jak w 2019. Wróciłem do formy i odbudowuję zniszczenia.
.I niech mnie teraz tylko ktoś spróbuje powstrzymać!
Skomentuj post