Wdzięczność

Wdzięczność

Wkrótce też, nadszedł  dzień w którym chirurg miał mi wyciąć owe znamię. Zabieg potrwał może z kilkanaście minut a wynik histopatologii miał przyjść maksymalnie do trzech tygodni. Już wtedy wiedziałem, mentalnie wiedziałem, że nawet jak wynik będzie zły, to przecież trzeba żyć, trzeba po  prostu żyć  – najlepiej jak się potrafi.

Wdzięczność. To bardzo cenne uczucie. Uczucie jak złoto. Jak samorodek złota znaleziony w strumieniu. Duży taki, błyszczący, piękny i unikalny. Taka jest wdzięczność, takie jest uczucie wdzięczności które każdy z nas powinien i chciałby w sobie nosić. I niby takie proste. Mówią: ,, bądź wdzięczny”, ,, obudź w sobie uczucie wdzięczności” , ,, doceń”. No ale jak wiadomo, nie wszystko w życiu jest łatwe. I tak też jest z wdzięcznością, z wykreowaniem w sobie tego uczucia. To nie jest coś, co da się wyczarować z niczego,  stworzyć powtarzając w kółko jakieś wyuczone regułki.

Wiele lat zajęło mi zrozumienie czym jest dom, bezpieczeństwo i rodzina. Nie, nie że nie doświadczyłem. Miałem, owszem. Wychowałem się na wsi, w pięknym dużym domu z rodziną i z wszystkim co do życia potrzebne. Brakowało mi może jedynie doświadczenia. W końcu i ono przyszło do mnie bardzo szybko. Jak tylko skończyłem studia wyprowadziłem się do miasta, wynająłem pokój razem ze studentami i tak sobie od tamtego momentu żyłem. Nie doceniałem domu, nie doceniałem spokoju, a miasto dawało mi poczucie anonimowości i wolności. Do czasu – szybko się przekonałem że nic nie jest w stanie zastąpić rodzinnych stron. I potem, gdy za każdym razem wracałem do rodziców, spotkać się z rodzeństwem, i zjeść domowy obiad, odczuwałem wdzięczność. Czułem się wtedy jak dziecko,  które w życiu nie musi się o nic martwić. Czułem się bezpiecznie, czułem się dobrze. To była prawdziwa złota wdzięczność!

Innym razem, gdy już na dobre ,,rozgościłem” się w korporacyjnym świecie, przyszło mi często latać samolotami. I pewnego pięknego dnia, samolot którym leciałem,  otrzymał w błogosławieństwie bardzo specyficznie uzdolnionego w ,,story tellingu” pilota. A ten, już po godzinie lotu oznajmił pasażerom, że nie otrzymał pozwolenia na lądowanie, bo nad Niemcami panuje burza. Dodał jeszcze, że nie należy się przejmować, ponieważ paliwa w samolocie wystarczy na co najmniej dwie godziny. Czy zacząłem się martwić? Nie, raczej nie. Bardziej byłem zły na to, że jeśli nie wylądujemy zgodnie z planem, umrę, i ominie mnie  tyle tych wspaniałych ziemskich chwil – cudownych i niepowtarzalnych momentów które towarzyszą każdemu mężczyźnie od dnia narodzin aż do śmierci. Chciałem je wszystkie przeżyć i dlatego gdy jednak wylądowaliśmy, gdy dotarłem do Polski i spotkałem się z dziewczyną – ponownie poczułem wdzięczność. Wdzięczność za to że żyję, wdzięczność za to, że nadal mogę tworzyć i budować, wdzięczność za to, że Bóg mnie nadal kocha i chce mojego istnienia na tym ziemskim padole. Że chce abym wypełnił dla niego misję. Wtedy, nie wiedziałem jeszcze jaką.

Lata mijały a ja, targany ciągle nowymi korporacyjnymi ambicjami, nieustannie piąłem się gdzieś tam w górę, do czegoś znaczącego, do sfer które nawet w świecie zero-jedynkowym, pozwalały na odrobinę autonomii. I choć w pracy szło mi całkiem nieźle, inne przestrzenie mojego życia wołały niestety o pomstę do nieba. Sposób odżywiania i ciągłe podróże po Europie sprawiły że przytyłem  – nie zwracałem uwagi na to co jem, ile jem – doszedł też alkohol. Wszystko to, było oczywiście częścią spotkań biznesowych za które jeśli w ogóle przyszło mi płacić, robiłem to używając firmowej karty kredytowej. Działo się to w roku 2017; życie w ciągłym biegu, loty i podróże,  coraz wyższe i coraz bardziej nieosiągalne cele biznesowe. Moja waga osiągnęła wówczas punkt dla mnie krytyczny – 95 kilogramów, o jakieś 12 za dużo. Był to też czas, gdzie ostatnimi środkami finansowymi jakie posiadałem, udało mi się nabyć i wyremontować całkowicie nowe mieszkanie. Wkrótce też, rozstałem się z dziewczyną. Potem nastąpił już tylko efekt kuli śnieżnej. Na początku przyszła ona. Kto? Najpierw zabrała mi mojego dobrego kolegę z pracy. Przyszła i wzięła go w nocy gdy spał. Dobry był człowiek, miał poczucie humoru, i nie jedno piwo byśmy jeszcze razem wypili. Ale zabrała go. Nie pytała się o nic. Wtedy tego nie okazywałem, nie pokazywałem na zewnątrz – lecz tak naprawdę,  jego nagła śmierć wywarła na mnie ogromne wrażenie. Czemu tak prędko zniknął, przecież był jeszcze tak młody? Jego odejście na zawsze zmieniło układ wszystkiego, co do tamtej pory uważałem za ważne. I nim zdążyłem sobie to jakoś w głowie poukładać, otrzymałem cios kolejny – a stało się to podczas rutynowej wizyty u dermatologa. Pewne dziwne znamię nie dawało mi spokoju i postanowiłem je sprawdzić. I gdy tylko lekarz zobaczył to co mam na plecach, natychmiast kazał mi ze sobą wyjść na korytarz. Drżącym głosem polecił recepcjonistkom aby jak najszybciej zapisały mnie do chirurga w Katowicach na zabieg. Chcieli mi to wyciąć.  Wpisali mnie, umówili, i wyszedłem. Wsiadłem do swojego Forda Mondeo, odpaliłem silnik, i właściwie bez żadnego planu na resztę dnia i życia, ruszyłem w stronę mieszkania. Byłem na siebie zły. Zacząłem zadawać sobie pytania ,, I po co mi to było, te korporacje, te podróże, te wszystkie stresy. Po co?! ‘’ Gdy wszedłem  do swojego pustego mieszkania podjąłem decyzje – od dziś nie będę się nad niczym zastanawiał i przejmował, czy coś wypada czy nie, czy powinienem być miły czy nie. Nie będzie mnie interesowało czy komuś się podoba moje ubranie, czy to jak się zachowuje i z kim się spotykam. Podjąłem prostą decyzję – nie mam ani dnia, ani godziny, ani ku*** sekundy do stracenia! Miałem w sobie gniew, miałem w sobie złość, lecz miałem też to co najważniejsze – potężną chęć walki o swoje własne życie, o to co jest najważniejsze – o przetrwanie, o wszystko to, co chciałbym jeszcze przeżyć. Chciałem żyć, i to tak pięknie, potężnie i dobrze! Jak nigdy wcześniej! Chciałem się uśmiechać, bawić, skakać, dobrze odżywiać, radować, modlić, płakać i śmiać. Wiedziałem że muszę zrobić wszystko, naprawdę wszystko, aby przeżyć, i móc doświadczać tego na co dzień. Następnego dnia, poszedłem do dietetyka. Zapisałem się na trzymiesięczną dietę odchudzająco-oczyszczającą. Wkrótce też, nadszedł  dzień w którym chirurg miał mi wyciąć owe znamię. Zabieg potrwał może z kilkanaście minut, wynik histopatologii miał przyjść maksymalnie do trzech tygodni. Już wtedy wiedziałem, mentalnie wiedziałem, że nawet jak wynik będzie zły, to przecież trzeba żyć, trzeba po  prostu żyć  – najlepiej jak się potrafi.

Wyniki badania odebrałem po miesiącu. Poszedłem tam z uczuciem spokoju, przekonany że to nic poważnego. Gdyby było inaczej, lekarz by do mnie zadzwonił, taki mają obowiązek. Takiego telefonu całe szczęście nie otrzymałem. Wiecie jak się wtedy poczułem? Chyba już wiecie. To była wdzięczność. To była taka zajebista wdzięczność, którą trudno opisać słowami. Takiego też uczucia, z całego mojego serca wam teraz życzę. I pamiętajcie – cuda są normalne.

Amen.

Ostatnie wpisy

Skomentuj post

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola zostały oznaczone *